„Pod Mocnym Aniołem”, po bardzo dobrej „Drogówce”, to drugi tytuł Smarzowskiego, który pojawia się na moim blogu. Niestety w twórczości utalentowanego reżysera panuje tendencja spadkowa. Choć w jego najnowszym dziele wciąż się toczymy wokół polskich klimatów, ogarnia nas gęsta i brutalna atmosfera pozbawiona jakichkolwiek subtelności, w tym filmie brakuje czegoś, co zyskało moje uznanie w jego poprzednich obrazach. Tegoroczny film to spotkanie popularnego polskiego reżysera, popularna powieść popularnego pisarza i chyba najpopularniejszy z całego rankingu – alkoholizm, który wydaje się być problemem wszechobecnym.
Mimo całej tragedii i wizji upadku nie tylko psychicznego, ale i fizycznego, dramatyczna historia alkoholizmu autora „Pod Mocnym Aniołem” opowiedziana przez Smarzowskiego nie jest pozbawiona żartu i groteski. Jednak, jak to bywa w filmach polskiego artysty, to tylko śmiech przez łzy bólu i beznadziejności, bo autor „Wesela” nie pozostawia złudzeń – jest źle i nie szuka lepszego.
Film przedstawia bardzo skrajny przypadek, bo widzimy głównego bohatera, który już dotarł do dna i nie może się od niego odbić, a wokół niego są inni o podobnym statusie. I to nie tylko na marginesie społecznym, bo wśród nich są też inteligentni, elokwentni, o czym świadczą chociażby dość groteskowo zestawione ze sobą dialogi bohaterów, które mają podkreślać społeczny przekrój alkoholików. Niektóre są pięknie podane z bogatym słownictwem, a inne mają pospolitą i dźwięczną gwarę zamiast przecinków.
Gra aktorska jest najbardziej imponująca. Smarzowski ma dobrą rękę i był w stanie ogarnąć całą galaktykę znanych już imion, wśród których nie będzie najsłabszego ogniwa. Najbardziej uderzający jest jednak wspaniały występ Kingi Preis, której bohaterka jest ponownie wykorzystywana seksualnie z tym reżyserem. Niestety, podobnie jak w przypadku tej aktorki, wiele elementów powtarza się z jej wcześniejszej twórczości (nawet „melodie” są „Domu Złego”) i pewnie dlatego nie robi takiego wrażenia jak wcześniej.
Może nie było już tępej puenty, żadnej niespodzianki, albo po prostu nie mogłem dostatecznie utożsamiać się z przedstawioną historią i tak jak w przypadku poprzednich filmów zostałem po cichu zadeptany w ziemię, więc teraz „Pod Mocnym Aniołem” pomimo ciekawej ekspozycji i dobrej realizacji, nie spowodowało takiego efektu.