Fish Tank (Andrea Arnold, 2009)

Czy pamiętacie eteryczne i łagodne istoty z „Pikniku pod wiszącą skałą”? Młode kobiety, do których pasowało jeszcze określenie „dziewczęta”, używające takich słów jak „okropne”, ubrane niczym porcelanowe lalki, o gestach pełnych gracji i uległości? No cóż, jeśli utworzymy skalę, na której jednym krańcu będą właśnie one, to Mia, bohaterka filmu „Fish Tank”, zajmie miejsce na przeciwnym skraju.
Nie można jej zresztą za to specjalnie winić – kiedy mieszka się na blokowisku, zapewne podobnym do tego, które w poszukiwaniu zemsty przemierzał „Harry Brown”, trzeba być twardym, wyszczekanym i w razie czego umieć wyjechać komuś z główki. Wydaje się, że Mia korzysta z tych umiejętności zbyt często nawet jak na standardy okolicy, w której mieszka. Nie obchodzi ją zresztą zbytnio aprobata otoczenia, nie interesuje szkoła, w której ma problemy i dom, w którym trwa ciągła impreza.
Potrafi za to godzinami trenować taniec – to jedyne, co ją interesuje. Do czasu aż we własnej kuchni natknie się na nowego partnera swojej matki, który wkrótce, jakby bez większego wysiłku, wejdzie w rolę powiernika. To na nim Mia skoncentruje swój głód rodzicielskiej opieki, który drzemał w niej przez wszystkie lata zaniedbania. To on stanie się również obiektem jej pierwszej, niezdarnej miłości.
Można potraktować „Fish Tank” jako kolejny film o wymowie społecznej – obraz życia mieszkańców blokowisk, skazanych są na wegetację, pozbawionych perspektyw. Jednak dla mnie jest to historia wtajemniczenia w dorosłość, nabywana bolesnych doświadczeń i tracenia złudzeń. Mia jest agresywna i zamknięta w sobie. Ale nie sposób nie wyczuć w niej specyficznej mieszaniny ciekawości, brawury i idealizmu – konglomeratu cech, który rozpoznaje się z łatwością, gdyż samemu się go kiedyś posiadało (lub wciąż się posiada). Dlatego nie jest trudno sympatyzować z Mią, kibicować jej, wreszcie współczuć, gdy przyjdzie na to pora.
Duża w tym zasługa także odtwórczyni głównej roli, Katie Jarvis – i reżyserki, która zaryzykowała angażując naturszczyka. Jak się okazało, był to strzał w dziesiątkę. Jarvis przyćmiewa towarzyszących jej profesjonalnych aktorów o niebagatelnym talencie, Michaela Fassbendera (niedawno widzieliśmy go na ekranach w „Głodzie” McQueena) i Kierston Wareing. O wysokiej klasie całości filmu świadczy najlepiej nagroda jury na festiwalu w Cannes, którą Andrea Arnold współdzieli z Chan-Wook Parkiem.
„Fish Tank” to nie sentymentalny film o młodości, raczej gorzki dramat o tym, że życie bywa okrutne. Jeśli ktoś poczuje się zbyt nasycony „rockiem, buntem i pierwszym razem” serwowanym przez Borcucha we „Wszystko co kocham”, czeka na niego alternatywa, w której króluje hip-hop, muzyka gett, i najzupełniej współczesna, nieromantyczna rzeczywistość. Polecanie przez kontrast jest zresztą w tym przypadku niezbyt stosowne. „Fish Tank”, podobnie jak jego główna bohaterka, potrafi obronić się sam.